czwartek, 14 marca 2013

Rozdział VIII

Wyczerpane, zupełnie bez sił dojechałyśmy do zakładów Herman Goering Werke w Watenstedt. Stałam przy wejściu - nie widać nic innego - tylko fabryka przy fabryce, budynek przy budynku. Przerażał mnie ogrom tego obszaru oraz jego przeznaczenie: produkcja amunicji, pocisków, granatów... Tysiące Polaków, Francuzów, Rosjan, Czechów pracujących pod przymusem, tworzących kule na swoich rodaków, na swoich braci...
Już drugiego dnia poszłyśmy do fabryk. Pracowałam na linii produkcji pocisków. Do czego? Nie mam pojęcia, z resztą nie jest to ważne, bo do czego by nie były to i tak służyły do zabijania i niszczenia. Przede mną kilkanaście stanowisk, za mną jeszcze kilka. Wzdłuż miejsc naszej pracy wąski tor, a na nim wagonik. Kiedy jedna zrobiła to co do niej należało, układała wszystko na tym wagoniku i popychała do tyłu, do kolejnej. Z moich rąk wychodziły już gotowe kule.

Kiedy jeszcze stałyśmy w pociągu w Ravensbruck, przed samym odjazdem, starsze więźniarki wyciągały z wagonów niektóre kobiety. Był to wybór losowy, chciały po prostu ocalić jak najwięcej osób od tej przymusowej pracy. One wiedziały co będziemy robić. Wiedziały, że to będzie dużo gorsze od pobytu w tym obozie. Tak rzeczywiście było. Nie chcę myśleć ile osób zginęło od pocisków, które przeszły przez moje ręce. Wszystkie starałyśmy się psuć jak najwięcej amunicji. Nie było to trudne, wystarczyło uderzyć kilka razy za mocno, bardziej coś przyciąć, krzywo przymocować. Tzw. ausschluss, odrzucałyśmy na stos,   nie wkładałyśmy do wagonika. Co jakiś czas ktoś przychodził i to zabierał. Nie mogłyśmy jednak dopuścić do tego, żeby się domyślili. Wiedziałyśmy o której godzinie przechodzi obserwatorka, także w tym czasie pracowałyśmy wydajnie.
Raz jednak byłyśmy o krok od wykrycia. Przy moim stanowisku uzbierał się już pokaźny stos ausschlussu. Do obchodu było jeszcze dużo czasu, więc byłam spokojna. Nagle słychać ostrzegawcze szepty: "Kontrola! Uważajcie, kontrola!". Serce stanęło mi w gardle. Miałam nadzieję, że ktoś jeszcze zdąży zabrać zepsute pociski, zanim kontroler z SSmanem cokolwiek zauważą. Nie doczekałam się na posprzątanie, a kontrolerzy wreszcie stanęli przy mnie i szwargotali dość długo. Udawałam, że się nimi nie przejmuję, robiłam to co miałam robić dokładnie i przykładnie. W końcu odeszli. Za kilka minut przysłali do mnie inżyniera, który jeszcze raz wszystko tłumaczył i pokazywał.

Warunki życia były podobne jak w obozie. Mniej więcej tyle samo jedzenia oraz ten sam, surowy reżim. Raz doświadczyłam go na własnej skórze. W hali, w której pracowałyśmy, co kilkadziesiąt metrów umiejscowione były "jaskółki" na których stały "auzjery" i wszystko obserwowały. Przy końcu linii  znajdował się kibel (to brzydkie słowo, ale inne po prostu nie pasuje). Zawsze mogłyśmy wyjść za potrzebą nikogo się nie pytając. Któregoś dnia jednak to się zmieniło. Na załatwianie się był określony czas. Obwieszczali nam to, ale nie znałam niemieckiego i nie dotarło to do mnie, więc pewnego razu, normalnie, bez pytania poszłam się załatwić. Zdziwiłam się, że nie było żadnej kolejki. Bardzo często kobiety tu przychodziły, ponieważ można było również chwilę odpocząć. Zdążyłam podwinąć pasiak, gdy z hukiem otworzyły się drzwi.
 - Du polnische Schweine! - "auzjera" zaczęła bić mnie po twarzy, szarpała mną z całej siły - Du alte Weib! -
Podobnie jak przy przesłuchaniu nie mogłam się załamać. Mimo, że porządnie mnie pobiła, nie uroniłam ani jednej łzy. Przed wrogiem nie wolno upadać.

Kilkadziesiąt metrów od naszych stanowisk rozciągała się siatka, która oddzielała nas od pracujących mężczyzn. Byli oni ubrani w zwykłe robocze ubrania, nie mieli pasiaków, numerów. Nie byli na pewno więźniami, ale podejrzewałyśmy, że mogli być Polakami. Moja koleżanka napisała na tabliczce kredą: "Polak?" i wykręciła w ich stronę. Zauważyła to "auzjera". Podeszła, zapisała jej numer. Na apelu, po skończonej pracy wyczytali ją i zabrali ze sobą. Do bloku wróciła po godzinie. Była cała pobita - sina na twarzy, pochylona... poruszała się z wielkim trudem. Przeżyła tylko kilka dni. Zmarła w ogromnych męczarniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz